niedziela, 8 września 2013

posty przyjhaciół
Cezary:

Swego czasu, gdy moje życie „za mgłą” koncentrowało się na dochodzeniu do siebie po kolejnym ciągu, bądź też planowaniu jak tu zorganizować kolejną dawkę „cudownego leku” do zagłuszenia własnego ego, udzielenie przez mnie odpowiedzi na pytanie Kim jesteś? było bardzo trudne, powodowało rozdrażnienie, lęk, wstyd i jeszcze szereg niezbyt przyjemnych uczuć.
Dziś, gdy mam już za sobą pewien okres wzrastania według duchowej recepty AA, nie mam już problemu z odpowiedzią na to pytanie. Nie mam też problemów z hierarchizacją wielu odpowiedzi na to pytanie jakie mi się nasuwają.
Po pierwsze jestem Dzieckiem Bożym. Wiem, że moją trzeźwość, taką jaka jest na dziś, zawdzięczam działaniu Bożej Opatrzności. To mój Bóg nie narzucając się czekał na mnie, a raczej na moją gotowość do ponownego spotkania z nim i odkrywania jego tajemnic w zaciszu parku tworkowskiego nad Utratą. Przyjął mnie jak syna marnotrawnego darując mi swą bezgraniczną miłość, pomimo że tyle razy się na mnie zawiódł, przygarnął i powiedział – Otaczaj się ludźmi, którzy mają Mnie w swoim sercu. Staram się otaczać dziś takimi ludźmi. Wiem, że nawet gdy ich zabraknie, pod ręką zawsze On będzie czekał na mnie gdzieś w zacisznym miejscu – już nigdy więcej nie będę więc samotny, co było przez lata moją udręką. Mam tylko być gotowy, co dnia stosować pierwsze trzy kroki naszego Programu – Ja nie mogę – On może – Ja mu pozwolę.
Po drugie jestem alkoholikiem. Mówię to dziś bez wstydu, coraz odważniej i nie tylko na mityngowej sali (oczywiście z rozwagą). Kiedyś trudno mi było się do tego przyznać, dziś czynię to z pełnym przekonaniem. Mówię to na każdym mityngu do was, ale przede wszystkim do siebie, by sobie uprzytomnić kim byłem, kim jestem i kim mogę się stać gdy sięgnę po pierwszy kieliszek. Dziś jestem trzeźwym, pomnym swych doświadczeń, wdzięcznym alkoholikiem. Dziś wierzę w to, co jest napisane w trzeciej tradycji „Nie ważne kim jesteś i jak nisko upadłeś. Nie jest istotne, jak pogmatwane jest twe życie wewnętrzne..... nie odrzucimy cię.....”. Na sali mityngowej zawsze znajdę bezpieczne schronienie, a swoiście wtedy, gdy pozwolę sobie „upić się” swoimi rozhuśtanymi emocjami.
I po trzecie jestem Synem. Moja Matka, która dwukrotnie dała mi życie jest dziś wśród nas i może cieszyć się i być świadkiem zmian w moim życiu. Dom rodzinny i w nim Matka to kolejne zacisze, gdzie mogę wrócić by nie pozostać sam ze sobą, bo jest to dla mnie duże zagrożenie. Prawdziwa Matka nigdy nie wyrzuci syna ze swego serca. Będzie z nim na dobre i złe współcierpiąc w chwili jego bezradności, zatopiona w modlitwie w jego intencji. Taką była i jest moja Matka, która nie bacząc na rany jakie jej przez wiele lat zadawałem, służy mi do dziś swoim wsparciem. Chyba już nadszedł czas dla mnie by w sposób odpowiedzialny pełnić rolę Jej syna.
Te trzy odpowiedzi są mi najbliższe. To one wyznaczają moje dalsze relacje. Dopiero potem jestem ojcem, partnerem, przyjacielem, pracownikiem, znajomym, sąsiadem itp. Najważniejsze jest to, że to one oznaczają moją tożsamość. Bóg, Wspólnota AA i Matka, to dla mnie trzy swoiste „koła ratunkowe”, to w tym towarzystwie w swojej bezsilności znajduję siłę – już nie jestem bezradny. Są to też moje korzenie. A nic, ani nikt nie przeżyje, gdy nie ma swoich korzeni. Drzewo uschnie bez korzeni, a drapacz chmur nie oprze się podmuchom wiatru bez swoich fundamentów. Gdy będę znał „swoje korzenie” nie będzie w mym sercu pustki egzystencjonalnej, takiej jak była w moim alkoholowym życiu, gdy nie mogłem spojrzeć za siebie, ani przed siebie. Nie wiedziałem Kim jestem?. Dziś to wiem i wiem, gdzie zawsze mogę powrócić - pozwala mi to z wiarą i nadzieją poruszać się pomiędzy rafami i mieliznami życia i ufać „że cały ten świat ze swoim znojem, zakłamaniem i rozwianymi marzeniami, może być jeszcze piękny”.POGODY DUCHA
z serii posty przyjaciół
Cezary:

9: Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniło byto ich lub innych.

Chyba nikt nigdy nie popełni! aż tylu błędów w czasie realizacji kroku dziewiątego, ile popełniłem ich ja. Zupełnienie nie zwracałem uwagi na rozsądne rady, płynące już z samego początku rozdziału książki "12x12": „Zdecydowanie, koordynacja i wyczucie w czasie, odwaga i roztropność - tych cech będziemy szczególnie potrzebowali, kiedy dotrzemy do kroku dziewiątego'5. Jednak ja bardzo się spieszyłem, aby wszystko naprawić. Po uwolnieniu się od ustawicznej potrzeby picia chciałem, aby każdy wokół mnie był szczęśliwy. A już szczególnie moja żona i dzieci, albowiem to właśnie oni zawsze nieuchronnie dostawali się w sam środek piekła, które urządzałem będąc pijany. "12x12 " mówi: Chcemy wejść w progi domu wykrzykując dobrą nowinę, Ja wykrzyczałem ją z czubka dachu mojego domu, chcąc oznajmić każdemu o moim statusie nowonarodzonego. Naprawdę każdemu. Pamiętam nawet, jak pewnego razu spowiadałem się z moich przeżyć pewnemu zupełnie obcemu człowiekowi, którego przypadkowo spotkałem w czasie obiadu. Próbowałem usiąść z którymś z członków mojej rodziny i ochoczo przyznać się do całego zła, które wyrządziłem pijąc. Jednak było to dla mnie bardzo trudne. Przecież tak naprawdę to niewiele się zmieniło. Nie piłem dopiero od kilku tygodni. Nie byłem dostatecznie przekonywujący, a przez to niewiarygodny. I chyba nikt tak naprawdę nie wierzył w to, co mówiłem. 1 nikogo za to nie winię. "Przepraszam" nigdy nie było słowem używanym przeze mnie często w czasie tych lat ciągłego picia. Z jednym tylko wyjątkiem - kiedy następnego dnia na kolanach błagałem o przebaczenie moją żonę. Jestem pewien, że znacie to dobrze, to rutynowe: Wybacz –To – Już – Nigdy – Się – Nie - Powtórzy. Teraz, w tym tak wczesnym okresie mojej trzeźwości, nie mówiłem nic innego. To było takie patetyczne. Moja matka, u której zawsze znajdowałem tak bardzo potrzebne mi wsparcie, powiedziała mi pewnego dnia; "Przestań w końcu bez przerwy powtarzać -przepraszam". Kolejny POWOLI, ALE ZRÓB TO! błąd popełniłem próbując naprawić stosunki z moją żoną. W "12x12" jest napisane: "Będą ludzie, wobec których wyrządzone krzywdy będziemy rekompensować po części. Wyjawienie całej prawdy o nas mogłoby bowiem wyrządzić im więcej złego niż dobrego". Częściowe zadośćuczynienie nie leżało w mojej naturze. Moją dewizą było wszystko albo nic. Od razu przystąpiłem do rzeczy, zupełnie nie zważając na ostrzeżenia płynące z " 12x12". Próbowałem także zdobyć spokój sumienia kosztem innych ludzi'. To było coś nowego. W moim początkowym okresie trzeźwości często tego nadużywałem. Teraz już wiem, że wtedy dla mnie liczyłem się wyłącznie ja sam. Chciałem być szczęśliwy za wszelką cenę.
Teraz już wiem, że wtedy dla mnie liczyłem się wyłącznie ja sam. Rzecz jasna, żaden z tych moich frontalnych ataków, bo tylko tak można je nazwać, nikomu nie pomógł. Wprost przeciwnie. Mojej rodzinie przysporzyło to jeszcze większych niż dotychczas zmartwień, natomiast mnie przyniosło tylko gorzkie rozczarowanie. A zaraz potem pojawił się gniew. Wtedy zmieniałem się w tornado, przewalające się przez życie innych łudzi. Wraz z powolnym powrotem do stanu trzeźwości zacząłem powoli uzmysławiać sobie, co tak naprawdę oznacza zadośćuczynienie. Nie było nim bynajmniej ciągłe "przepraszam”. powtarzane aż do znudzenia przy każdej okazji. Najpierw musiałem pozbyć się owego straszliwego poczucia winy, które nosiłem w sobie. Bez tego zadośćuczynienie było tylko frazesem. Pustym słowem. Najpierw musiałem wybaczyć sobie samemu. Zaakceptować fakt, że jestem ciężko chorym człowiekiem. Książka "Medytacje 24 godziny" mówi o tym z niezwykłą prostotą: "Zapomnij o błędach, winach i klęskach przeszłości. Skończ ze wstydem, żalem i pogardą, jaką żywisz w stosunku do siebie". Zaakceptowałem to i byłem gotowy. Wkrótce moja rodzina przekonała się, że moja trzeźwość to nie krótki epizod. Że to serio. Wtedy mogłem już przystąpić do wykonania mojego planu. To nie stało się w ciągu jednego wieczora. Przebyłem długą i ciężką drogę, ale przecież nikt nigdy nie powiedział, że będzie to łatwe. Miernikiem moich postępów był ból. Bill W. miał zupełną rację. I właśnie wtedy, kiedy byłem gotowy, jakby przez przypadek nagłe zaczęły pojawiać się przede mną niespodziewane szanse na naprawienie wyrządzonych innym ludziom krzywd. Tylko czy był to przypadek? Po latach, po tym jak rozwiodłem się z moją żoną, pilnie poszukiwałem jakiegoś miejsca, gdzie mógłbym zamieszkać, I czy był to przypadek, że właśnie wtedy nagle zwolniło się atrakcyjne mieszkanie dosłownie dwa kroki od domu mojej matki, dając mi niepowtarzalną szansę wynagrodzenia jej tych wszystkich lat ciągłego zaniedbywania? Zbieg okoliczności? Kto wie. Dla mnie był to znak dany mi przez Opatrzność. Jak wynagrodzić krzywdy wyrządzone umarłym? To pytanie słyszałem już wielokrotnie. Ja osobiście wierzę, ze jest to możliwe dzięki żyjącym. Zanim zmarł mój ojciec powiedział on kiedyś mojej ciotce, że złamałem mu serce. Jak mogłem z tym żyć? Pozostawała mi tylko jedna droga- ze wszystkich sił troszczyć się o moją matkę. Jestem pewien, że spotkałoby się to z Jego aprobatą. Czy dziełem przypadku było też to, że mój syn powrócił, aby zamieszkać w mojej okolicy, dając mi szansę na wynagrodzenie krzywd poprzez samo bycie tam dla niego? Zbieg okoliczności? Nie sądzę. Tak jak zbiegiem okoliczności nie było moje ponowne spotkanie z moją żoną. Spotkanie po wielu latach milczenia. Ślub mojego syna miał miejsce w Warszawie i ja, korzystając z pośrednictwa naszej córki, zaproponowałem jej, że pojedziemy tam wspólnie. Od tego czasu nasze stosunki układają się bardzo dobrze. Tak oto ręka Opatrzności dała mi szansę zadośćuczynienia człowiekowi, który wskutek mojego alkoholizmu ucierpiał najbardziej. To wszystko zdarzyło się podczas realizacji tego Programu. I to nie koniec. Nie jestem robotem, jestem istotą ludzką. Myślę i czuję jak człowiek. I nie jestem wolny od ludzkich wad. Jak bardzo bym się w życiu nie starał, to zawsze może się zdarzyć, że kogoś zranię. Jednak zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby do tego nie dopuścić. Czasy, kiedy zupełnie nie obchodziły mnie uczucia innych łudzi, dawno już minęły. Krok Dziewiąty i cały Program pokazały mi, gdzie mam się kierować. Jak żyć. I tak długo, jak długo mogę otwarcie przyznać, że coś robię źle, zawsze mam szansę na to, aby to naprawić.POGODY DUCHA
znalezione w sieci
polecam serdecznie przeczytać

Najgorszym i najczęstszym zbezczeszczeniem miłości jest fakt, że nie korzystamy z tej, którą mamy na wyciągnięcie ręki, jest nią miłość do samych siebie.

Wymagamy, marzymy, pragniemy, by inni nas kochali – a co z nami samymi? Dlaczego nie kochamy siebie? Jak chcemy, by ktoś zechciał obdarzyć nas tym najpiękniejszym uczuciem, skoro sami go sobie żałujemy?

Gdy pokochasz siebie szczerą miłością, zobaczysz jak inni będą do ciebie lgnąć – i będą to wspaniali ludzie.


Pokochaj siebie jako całość
Jednak to nie jest takie proste, gdyż nie chodzi o ciebie ogólnie, ale o każdy element twojego JA. O Twój charakter, wady, zalety, ducha, ciało. Chodzi o to byś potrafił podejść nago do lustra, uśmiechnąć się najszczerzej jak potrafisz i powiedzieć „kocham Cię”! Dotknąć:

* swoich włosów, które czasem nie chcą się układać, a może została ich już tylko garstka…

* swoją twarz, i szyję – bez względu na to czy jest młoda i jędrna, czy jest to już tylko wspomnienie

* swoje dłonie, które może są suche, może mają przekrzywione palce, a może krótkie okrągłe paznokcie?

* swoje nogi, które być może są silne, albo umięśnione?

To wszystko tworzy Twoje wspaniale ciało, które jest świątynią dla Twojego ducha. Dlatego dbaj o nią. Pielęgnuj i szanuj. Bądź z niej dumny, gdyż daje spokój i schronienie Twojemu duchowi. Nikt z nas nie jest idealny, ale to nie ważne – bo skoro nikt nie jest, to czym się martwić? Pokochajmy swoje wady i zalety zewnętrzne. Sama miałam kiedyś sporo kompleksów, ale teraz – wiem jak wyglądam, wiem co mogłabym zmienić, ale i tak kocham to co mam i twierdzę, że jest wspaniale! Bez względu czy akurat jestem mniejsza czy większa o 10 kg.


Miłość do siebie

A Twój duch? Kochasz go? Dbasz o niego? Dlaczego nie masz czasami odwagi wyrazić w pełni swojego oblicza? Nie martw się – inność i naturalność to piękno, a Ty nosisz je w sobie. Właśnie to przyciąga innych. Czy gdy widzisz bukiet pełen czerwonych róż, a wśród nich jest jedna biała – zauważysz ją? Skupisz na niej większość swojej uwagi, czy może będziesz wpatrywać się w pozostałe, jednakowe kwiaty? Ty także jesteś wyjątkowym kwiatem – pokochaj go.

Lucjusz Anneusz Seneka, powiedział:

„ Jeśli chcesz być kochany, kochaj!”

Pokochaj siebie!

W autobiografii[1] Charlesa Chaplina, a później w Magnetyzmie serca[2] znalazłam przepiękny fragment, był on wypowiedzią Chaplina na temat swojego życia i w niesamowity sposób pokazuje Pozytywny Egoizm i miłość do samego siebie:

„ Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie,
że emocjonalny ból i cierpienie są tylko ostrzeżeniem dla mnie,
żebym nie żył wbrew własnej prawdzie.
Dziś wiem, że to się nazywa
AUTENTYCZNOŚCIĄ.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem,
jak żenujące jest dla innych, gdy narzucam im własne pragnienia,
wiedząc, że ani nie nadszedł odpowiedni czas,
ani tamta osoba nie jest na to gotowa,
nawet jeśli byłem nią ja sam.
Dziś wiem, że to się nazywa
SZACUNKIEM DO SAMEGO SIEBIE.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,
przestałem tęsknić za innym życiem i mogłem dostrzec,
że wszystko wokół mnie stanowi zaproszenie do rozwoju.
Dziś wiem, że to się nazywa
DOJRZAŁOŚCIĄ.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem,
że zawsze i we wszystkich okolicznościach
jestem we właściwym momencie i we właściwym miejscu
i że wszystko, co się dzieje, jest właściwe.
Od tamtej pory mogłem być spokojny.
Dziś wiem, że to się nazywa
WEWNĘTRZNĄ PEWNOŚCIĄ.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,
przestałem ograbiać się z wolnego czasu
i przestałem tworzyć kolejne wielkie plany na przyszłość.
Dziś robię tylko to, co sprawia mi radość i przyjemność,
co kocham i co sprawia, że moje serce się uśmiecha.
I robię to na swój sposób i we własnym tempie.
Dziś wiem, że to się nazywa
RZETELNOŚCIĄ.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uwolniłem się
od tego wszystkiego, co nie było dla mnie zdrowe.
od potraw, ludzi, przedmiotów, sytuacji i od wszystkiego,
co wciąż odciągało mnie ode mnie samego.
Na początku nazywałem to “zdrowym egoizmem”
Ale dziś wiem, że to
MIŁOŚĆ DO SAMEGO SIEBIE.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,
przestałem chcieć zawsze mieć rację.
Dzięki temu rzadziej się myliłem.
Dziś wiem, że to się nazywa
SKROMNOŚCIĄ.

Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,
wzbraniałem się przed życiem w przeszłości
i troską o własną przyszłość.
Teraz żyję chwilą, w której dzieje się WSZYSTKO.
Żyję więc teraz każdym dniem i nazywam to
DOSKONAŁOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie,
że moje myślenie może uczynić ze mnie chorego nędznika.
Kiedy jednak zwróciłem się do sił mojego serca,
mój rozum zyskał ważnego wspólnika.
Ten związek nazywam dziś
MĄDROŚCIĄ SERCA.

Nie musimy już się obawiać sporów,
konfliktów i problemów z samymi sobą i z innymi,
ponieważ nawet gwiazdy wpadają na siebie, tworząc nowe światy.
Dziś wiem, że TO JEST WŁAŚNIE ŻYCIE!

Miłość jest najpotężniejszą siłą! Potrafi przenosić góry. Nie szukaj jej, bo ona cały czas jest w Tobie!

Pamiętasz pytanie, które pozwala Ci żyć w zgodzie z sobą? Przypomnę ci je raz jeszcze: „Czy miłość do siebie pozwoli mi na to?”.

Zanim poświecisz się dla kogoś, zanim złamiesz swoje zasady, zanim zrobisz coś wbrew sobie – zastanów się „czy miłość do siebie pozwoli ci na to?”. Jeśli będziesz mieć problem z wybraniem swojej drogi życiowej – znów zadaj sobie to samo pytanie. A jeśli odpowiedź będzie przecząca – będziesz wiedzieć jak czynić. PAMIĘTAJ O SOBIE! A jeśli kiedykolwiek pomyślisz o sobie źle, zastanów się: „czy miłość do siebie pozwoli mi na to?”.

Pamiętaj, że miłość nosimy w sobie, dlatego nie ma czegoś takiego jak „dawanie uczuć”. Ktoś może wywołać Twoje uczucie miłości, ale nie może ci go dać, bo to by oznaczało, że ogołacamy kogoś z nich i sprawiamy, że jeśli po rozstaniu nie oddasz tych uczuć, to zostanie bez nich – a jak masz to niby zrobić?

Dlatego wiedz, że jeśli nie uda Ci się wzbudzić w kimś uczuć, to nie będzie wynikać z niczyjej winy a jedynie z faktu, że u każdej osoby co innego powoduje wzbudzenie ich – tak jak co innego u każdego powoduje, że się złości czy płacze.

Co da Ci miłość do siebie? Przyciągnie do Ciebie niesamowitą energię! Wystarczy kilka dni, a sam poczujesz, ze w Twoim życiu zaczyna dziać się magia. Na początku może być przez chwilę gorzej, to dlatego, że złośliwe energie będą chciały Cię odwlec od tej cudownej drogi, która obrałeś, czyli miłości do siebie – ale, nie potrwa to długo, a później będzie juz tylko bajkowo…

Od kiedy pokochałam siebie wszystko uległo zmianie, zaczęłam czyściej widzieć ludzi, przestałam szukać w sobie winy, zamiast tego zaczęłam roztaczać radość i uśmiech dookoła siebie. Ta niebywała energia miłości dała mi siłę o jakiej kiedyś mogłam tylko marzyć. Przestałam walczyć z tym co mówią inni, odbijało się to ode mnie.

Życie to dar, wystarczy to zrozumieć. Ty także jesteś darem – czujesz się tak?

Im bardziej będziesz się tak czuć, tym bardziej inni będą Cię tak traktować.

Chcesz szacunku? Szanuj siebie!

Chcesz miłości! Kochaj siebie!

Chcesz radosnego życia? Uśmiechaj się do siebie!

Cokolwiek byś chciał – rób to względem siebie! Bądź pozytywnym egoistą, który dba o siebie najlepiej jak potrafi, który to czego chciałby od innych – daje najpierw sam sobie!

Ale pamiętaj też – by traktować siebie tak jakbyś chciał być traktowany przez innych i innych, tak jak chciałbyś być traktowany przez nich!

To klucz to zmiany Twojego życia na lepsze!
Poczucie własnej wartości

Jakie jest Twoje poczucie własnej wartości?

Czy wiesz, że tylko ludzie z dużym PWW[3], są w stanie stworzyć jakikolwiek związek? Czy to miłosny, czy przyjacielski, czy biznesowy?

Według dr. Waldemara Krynickiego[4] z chwilą zakochania obraz obiektu naszego zauroczenia zależny jest od naszego PWW. Jeśli jest ono wysokie, to obiekt uczucie do tej drugiej osoby jest równie wielkie. Zależne jest to od tego, że skoro tak wspaniale myślimy o sobie, to na obiekt naszych uczuć możemy wybrać jedynie równie wspaniałą osobę. Dlatego ludzie z WPWW[5] kochają mocno i trwale, potrafią stworzyć coś silnego. Natomiast ludzie z NPWW[6], na początku są zachłyśnięci nową osobą lub rzeczą, po czym czują się jej niegodni, czują, ze nie sprostają i zaczynają sie wycofywać. Mają tak jakby słomiany zapał. Jeśli więc jesteś Pozytywnym egoistą i kochasz siebie – potrafisz ustabilizować swoje życie, podejmujesz też pewne decyzje – bo Twoje zdanie na swój temat tylko na takie Ci pozwala.
A Czym dla ciebie jest miłość?

Ważne jest jednak, by zrozumieć czym jest miłość. Choć jest to uczucie nie do określenia, to jednak czasami mamy tak błędne przekonania z nią związane, że nie jesteśmy w stanie być sobą gdy kochamy. Bo czy miłość to cierpienie? Czy miłość to akceptacja agresji lub ataków wobec nas? Czy miłość to jedynie dążenie do zadowolenia drugiego człowieka? Czy miłość to porzucenie własnego życia? Czy miłość to zboczenie z własnej drogi?

Czy miłość do siebie samego pozwala Ci na robienie czegokolwiek z tych rzeczy?

Zatem, czy kochasz człowieka, którym sam jesteś?

Odpowiedz sobie raz jeszcze na te pytania i pomyśl o swoim życiu…

Zastanów się, czy aby błędnie nie postrzegasz miłości. Sama nie wiem czym ona jest – ale wiem czym nie jest, a o czym zapominamy.



Pamiętaj! Nie musisz siebie kochać, to jest Twój własny wybór. I ja także nie chcę byś to robił na siłę – sam jesteś Panem swego losu, a jako Pozytywny Egoista nie potrzebujesz presji od świata. Spójrz na człowieka, którego widzisz patrząc w lustro, czy wzbudza on w Tobie uczucia? Czy pozwoliłbyś mu się skrzywdzić?

Przypomnę Ci raz jeszcze:

by traktować siebie tak jakbyś chciał być traktowany przez innych i innych, tak jak chciałbyś być traktowany przez nich!



Zastanów się, ile w Tobie jest wspaniałości? Dlaczego inni mogą się pochwalić, że Cie znają? Jakie masz wady, które akceptujesz? A jakie zalety chcesz w sobie podkreślać?

Przytuliłbyś sam siebie, gdybyś mógł?
FILM OPARTY NA PRAWDZIWEJ HISTORII
polecam !!!

Życie młodego utalentowanego sportowca Dana Millmana (Scott Mechlowicz) to pasmo sukcesów -- jest przystojny, ma pieniądze, a osiągnięciom sportowym towarzyszy równie imponujące powodzenie u kobiet, które zmienia jak rękawiczki. Niestety wypadek brutalnie przerywa jego karierę i wspaniałe plany na przyszłość. Dan załamuje się, zaczynają go męczyć przerażające koszmary senne. Którejś kolejnej nieprzespanej nocy trafia na stację benzynową, gdzie spotyka tajemniczego mechanika Socratesa (Nick Nolte), który na zawsze odmieni jego życie... Film jest ekranizacją autobiograficznej powieści Dana Millmana „Droga miłującego pokój wojownika".

https://www.youtube.com/watch?v=63_lwapPTTY