z serii posty przyjaciół
Cezary:
9: Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe,
z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniło byto ich lub innych.
Chyba nikt nigdy nie popełni! aż tylu błędów w czasie realizacji kroku
dziewiątego, ile popełniłem ich ja. Zupełnienie nie zwracałem uwagi na
rozsądne rady, płynące już z samego początku rozdziału książki "12x12":
„Zdecydowanie, koordynacja i wyczucie w czasie, odwaga i roztropność -
tych cech będziemy szczególnie potrzebowali, kiedy dotrzemy do kroku
dziewiątego'5. Jednak ja bardzo się spieszyłem, aby wszystko naprawić.
Po uwolnieniu się od ustawicznej potrzeby picia chciałem, aby każdy
wokół mnie był szczęśliwy. A już szczególnie moja żona i dzieci,
albowiem to właśnie oni zawsze nieuchronnie dostawali się w sam środek
piekła, które urządzałem będąc pijany. "12x12 " mówi: Chcemy wejść w
progi domu wykrzykując dobrą nowinę, Ja wykrzyczałem ją z czubka dachu
mojego domu, chcąc oznajmić każdemu o moim statusie nowonarodzonego.
Naprawdę każdemu. Pamiętam nawet, jak pewnego razu spowiadałem się z
moich przeżyć pewnemu zupełnie obcemu człowiekowi, którego przypadkowo
spotkałem w czasie obiadu. Próbowałem usiąść z którymś z członków mojej
rodziny i ochoczo przyznać się do całego zła, które wyrządziłem pijąc.
Jednak było to dla mnie bardzo trudne. Przecież tak naprawdę to niewiele
się zmieniło. Nie piłem dopiero od kilku tygodni. Nie byłem
dostatecznie przekonywujący, a przez to niewiarygodny. I chyba nikt tak
naprawdę nie wierzył w to, co mówiłem. 1 nikogo za to nie winię.
"Przepraszam" nigdy nie było słowem używanym przeze mnie często w czasie
tych lat ciągłego picia. Z jednym tylko wyjątkiem - kiedy następnego
dnia na kolanach błagałem o przebaczenie moją żonę. Jestem pewien, że
znacie to dobrze, to rutynowe: Wybacz –To – Już – Nigdy – Się – Nie -
Powtórzy. Teraz, w tym tak wczesnym okresie mojej trzeźwości, nie
mówiłem nic innego. To było takie patetyczne. Moja matka, u której
zawsze znajdowałem tak bardzo potrzebne mi wsparcie, powiedziała mi
pewnego dnia; "Przestań w końcu bez przerwy powtarzać -przepraszam".
Kolejny POWOLI, ALE ZRÓB TO! błąd popełniłem próbując naprawić stosunki z
moją żoną. W "12x12" jest napisane: "Będą ludzie, wobec których
wyrządzone krzywdy będziemy rekompensować po części. Wyjawienie całej
prawdy o nas mogłoby bowiem wyrządzić im więcej złego niż dobrego".
Częściowe zadośćuczynienie nie leżało w mojej naturze. Moją dewizą było
wszystko albo nic. Od razu przystąpiłem do rzeczy, zupełnie nie zważając
na ostrzeżenia płynące z " 12x12". Próbowałem także zdobyć spokój
sumienia kosztem innych ludzi'. To było coś nowego. W moim początkowym
okresie trzeźwości często tego nadużywałem. Teraz już wiem, że wtedy dla
mnie liczyłem się wyłącznie ja sam. Chciałem być szczęśliwy za wszelką
cenę.
Teraz już wiem, że wtedy dla mnie liczyłem się wyłącznie ja
sam. Rzecz jasna, żaden z tych moich frontalnych ataków, bo tylko tak
można je nazwać, nikomu nie pomógł. Wprost przeciwnie. Mojej rodzinie
przysporzyło to jeszcze większych niż dotychczas zmartwień, natomiast
mnie przyniosło tylko gorzkie rozczarowanie. A zaraz potem pojawił się
gniew. Wtedy zmieniałem się w tornado, przewalające się przez życie
innych łudzi. Wraz z powolnym powrotem do stanu trzeźwości zacząłem
powoli uzmysławiać sobie, co tak naprawdę oznacza zadośćuczynienie. Nie
było nim bynajmniej ciągłe "przepraszam”. powtarzane aż do znudzenia
przy każdej okazji. Najpierw musiałem pozbyć się owego straszliwego
poczucia winy, które nosiłem w sobie. Bez tego zadośćuczynienie było
tylko frazesem. Pustym słowem. Najpierw musiałem wybaczyć sobie samemu.
Zaakceptować fakt, że jestem ciężko chorym człowiekiem. Książka
"Medytacje 24 godziny" mówi o tym z niezwykłą prostotą: "Zapomnij o
błędach, winach i klęskach przeszłości. Skończ ze wstydem, żalem i
pogardą, jaką żywisz w stosunku do siebie". Zaakceptowałem to i byłem
gotowy. Wkrótce moja rodzina przekonała się, że moja trzeźwość to nie
krótki epizod. Że to serio. Wtedy mogłem już przystąpić do wykonania
mojego planu. To nie stało się w ciągu jednego wieczora. Przebyłem długą
i ciężką drogę, ale przecież nikt nigdy nie powiedział, że będzie to
łatwe. Miernikiem moich postępów był ból. Bill W. miał zupełną rację. I
właśnie wtedy, kiedy byłem gotowy, jakby przez przypadek nagłe zaczęły
pojawiać się przede mną niespodziewane szanse na naprawienie
wyrządzonych innym ludziom krzywd. Tylko czy był to przypadek? Po
latach, po tym jak rozwiodłem się z moją żoną, pilnie poszukiwałem
jakiegoś miejsca, gdzie mógłbym zamieszkać, I czy był to przypadek, że
właśnie wtedy nagle zwolniło się atrakcyjne mieszkanie dosłownie dwa
kroki od domu mojej matki, dając mi niepowtarzalną szansę wynagrodzenia
jej tych wszystkich lat ciągłego zaniedbywania? Zbieg okoliczności? Kto
wie. Dla mnie był to znak dany mi przez Opatrzność. Jak wynagrodzić
krzywdy wyrządzone umarłym? To pytanie słyszałem już wielokrotnie. Ja
osobiście wierzę, ze jest to możliwe dzięki żyjącym. Zanim zmarł mój
ojciec powiedział on kiedyś mojej ciotce, że złamałem mu serce. Jak
mogłem z tym żyć? Pozostawała mi tylko jedna droga- ze wszystkich sił
troszczyć się o moją matkę. Jestem pewien, że spotkałoby się to z Jego
aprobatą. Czy dziełem przypadku było też to, że mój syn powrócił, aby
zamieszkać w mojej okolicy, dając mi szansę na wynagrodzenie krzywd
poprzez samo bycie tam dla niego? Zbieg okoliczności? Nie sądzę. Tak jak
zbiegiem okoliczności nie było moje ponowne spotkanie z moją żoną.
Spotkanie po wielu latach milczenia. Ślub mojego syna miał miejsce w
Warszawie i ja, korzystając z pośrednictwa naszej córki, zaproponowałem
jej, że pojedziemy tam wspólnie. Od tego czasu nasze stosunki układają
się bardzo dobrze. Tak oto ręka Opatrzności dała mi szansę
zadośćuczynienia człowiekowi, który wskutek mojego alkoholizmu ucierpiał
najbardziej. To wszystko zdarzyło się podczas realizacji tego Programu.
I to nie koniec. Nie jestem robotem, jestem istotą ludzką. Myślę i
czuję jak człowiek. I nie jestem wolny od ludzkich wad. Jak bardzo bym
się w życiu nie starał, to zawsze może się zdarzyć, że kogoś zranię.
Jednak zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby do tego nie dopuścić.
Czasy, kiedy zupełnie nie obchodziły mnie uczucia innych łudzi, dawno
już minęły. Krok Dziewiąty i cały Program pokazały mi, gdzie mam się
kierować. Jak żyć. I tak długo, jak długo mogę otwarcie przyznać, że coś
robię źle, zawsze mam szansę na to, aby to naprawić.POGODY DUCHA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz