niedziela, 8 września 2013

z serii posty przyjaciół
Cezary:

9: Zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim, wobec których było to możliwe, z wyjątkiem tych przypadków, gdy zraniło byto ich lub innych.

Chyba nikt nigdy nie popełni! aż tylu błędów w czasie realizacji kroku dziewiątego, ile popełniłem ich ja. Zupełnienie nie zwracałem uwagi na rozsądne rady, płynące już z samego początku rozdziału książki "12x12": „Zdecydowanie, koordynacja i wyczucie w czasie, odwaga i roztropność - tych cech będziemy szczególnie potrzebowali, kiedy dotrzemy do kroku dziewiątego'5. Jednak ja bardzo się spieszyłem, aby wszystko naprawić. Po uwolnieniu się od ustawicznej potrzeby picia chciałem, aby każdy wokół mnie był szczęśliwy. A już szczególnie moja żona i dzieci, albowiem to właśnie oni zawsze nieuchronnie dostawali się w sam środek piekła, które urządzałem będąc pijany. "12x12 " mówi: Chcemy wejść w progi domu wykrzykując dobrą nowinę, Ja wykrzyczałem ją z czubka dachu mojego domu, chcąc oznajmić każdemu o moim statusie nowonarodzonego. Naprawdę każdemu. Pamiętam nawet, jak pewnego razu spowiadałem się z moich przeżyć pewnemu zupełnie obcemu człowiekowi, którego przypadkowo spotkałem w czasie obiadu. Próbowałem usiąść z którymś z członków mojej rodziny i ochoczo przyznać się do całego zła, które wyrządziłem pijąc. Jednak było to dla mnie bardzo trudne. Przecież tak naprawdę to niewiele się zmieniło. Nie piłem dopiero od kilku tygodni. Nie byłem dostatecznie przekonywujący, a przez to niewiarygodny. I chyba nikt tak naprawdę nie wierzył w to, co mówiłem. 1 nikogo za to nie winię. "Przepraszam" nigdy nie było słowem używanym przeze mnie często w czasie tych lat ciągłego picia. Z jednym tylko wyjątkiem - kiedy następnego dnia na kolanach błagałem o przebaczenie moją żonę. Jestem pewien, że znacie to dobrze, to rutynowe: Wybacz –To – Już – Nigdy – Się – Nie - Powtórzy. Teraz, w tym tak wczesnym okresie mojej trzeźwości, nie mówiłem nic innego. To było takie patetyczne. Moja matka, u której zawsze znajdowałem tak bardzo potrzebne mi wsparcie, powiedziała mi pewnego dnia; "Przestań w końcu bez przerwy powtarzać -przepraszam". Kolejny POWOLI, ALE ZRÓB TO! błąd popełniłem próbując naprawić stosunki z moją żoną. W "12x12" jest napisane: "Będą ludzie, wobec których wyrządzone krzywdy będziemy rekompensować po części. Wyjawienie całej prawdy o nas mogłoby bowiem wyrządzić im więcej złego niż dobrego". Częściowe zadośćuczynienie nie leżało w mojej naturze. Moją dewizą było wszystko albo nic. Od razu przystąpiłem do rzeczy, zupełnie nie zważając na ostrzeżenia płynące z " 12x12". Próbowałem także zdobyć spokój sumienia kosztem innych ludzi'. To było coś nowego. W moim początkowym okresie trzeźwości często tego nadużywałem. Teraz już wiem, że wtedy dla mnie liczyłem się wyłącznie ja sam. Chciałem być szczęśliwy za wszelką cenę.
Teraz już wiem, że wtedy dla mnie liczyłem się wyłącznie ja sam. Rzecz jasna, żaden z tych moich frontalnych ataków, bo tylko tak można je nazwać, nikomu nie pomógł. Wprost przeciwnie. Mojej rodzinie przysporzyło to jeszcze większych niż dotychczas zmartwień, natomiast mnie przyniosło tylko gorzkie rozczarowanie. A zaraz potem pojawił się gniew. Wtedy zmieniałem się w tornado, przewalające się przez życie innych łudzi. Wraz z powolnym powrotem do stanu trzeźwości zacząłem powoli uzmysławiać sobie, co tak naprawdę oznacza zadośćuczynienie. Nie było nim bynajmniej ciągłe "przepraszam”. powtarzane aż do znudzenia przy każdej okazji. Najpierw musiałem pozbyć się owego straszliwego poczucia winy, które nosiłem w sobie. Bez tego zadośćuczynienie było tylko frazesem. Pustym słowem. Najpierw musiałem wybaczyć sobie samemu. Zaakceptować fakt, że jestem ciężko chorym człowiekiem. Książka "Medytacje 24 godziny" mówi o tym z niezwykłą prostotą: "Zapomnij o błędach, winach i klęskach przeszłości. Skończ ze wstydem, żalem i pogardą, jaką żywisz w stosunku do siebie". Zaakceptowałem to i byłem gotowy. Wkrótce moja rodzina przekonała się, że moja trzeźwość to nie krótki epizod. Że to serio. Wtedy mogłem już przystąpić do wykonania mojego planu. To nie stało się w ciągu jednego wieczora. Przebyłem długą i ciężką drogę, ale przecież nikt nigdy nie powiedział, że będzie to łatwe. Miernikiem moich postępów był ból. Bill W. miał zupełną rację. I właśnie wtedy, kiedy byłem gotowy, jakby przez przypadek nagłe zaczęły pojawiać się przede mną niespodziewane szanse na naprawienie wyrządzonych innym ludziom krzywd. Tylko czy był to przypadek? Po latach, po tym jak rozwiodłem się z moją żoną, pilnie poszukiwałem jakiegoś miejsca, gdzie mógłbym zamieszkać, I czy był to przypadek, że właśnie wtedy nagle zwolniło się atrakcyjne mieszkanie dosłownie dwa kroki od domu mojej matki, dając mi niepowtarzalną szansę wynagrodzenia jej tych wszystkich lat ciągłego zaniedbywania? Zbieg okoliczności? Kto wie. Dla mnie był to znak dany mi przez Opatrzność. Jak wynagrodzić krzywdy wyrządzone umarłym? To pytanie słyszałem już wielokrotnie. Ja osobiście wierzę, ze jest to możliwe dzięki żyjącym. Zanim zmarł mój ojciec powiedział on kiedyś mojej ciotce, że złamałem mu serce. Jak mogłem z tym żyć? Pozostawała mi tylko jedna droga- ze wszystkich sił troszczyć się o moją matkę. Jestem pewien, że spotkałoby się to z Jego aprobatą. Czy dziełem przypadku było też to, że mój syn powrócił, aby zamieszkać w mojej okolicy, dając mi szansę na wynagrodzenie krzywd poprzez samo bycie tam dla niego? Zbieg okoliczności? Nie sądzę. Tak jak zbiegiem okoliczności nie było moje ponowne spotkanie z moją żoną. Spotkanie po wielu latach milczenia. Ślub mojego syna miał miejsce w Warszawie i ja, korzystając z pośrednictwa naszej córki, zaproponowałem jej, że pojedziemy tam wspólnie. Od tego czasu nasze stosunki układają się bardzo dobrze. Tak oto ręka Opatrzności dała mi szansę zadośćuczynienia człowiekowi, który wskutek mojego alkoholizmu ucierpiał najbardziej. To wszystko zdarzyło się podczas realizacji tego Programu. I to nie koniec. Nie jestem robotem, jestem istotą ludzką. Myślę i czuję jak człowiek. I nie jestem wolny od ludzkich wad. Jak bardzo bym się w życiu nie starał, to zawsze może się zdarzyć, że kogoś zranię. Jednak zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby do tego nie dopuścić. Czasy, kiedy zupełnie nie obchodziły mnie uczucia innych łudzi, dawno już minęły. Krok Dziewiąty i cały Program pokazały mi, gdzie mam się kierować. Jak żyć. I tak długo, jak długo mogę otwarcie przyznać, że coś robię źle, zawsze mam szansę na to, aby to naprawić.POGODY DUCHA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz