FILMY #2

Wiadomość do młodych..
 
Nikt nie jest za młody - tak jak nikt nie jest za stary - aby mieć problem z alkoholem. Alkoholizm to choroba, a nie sprawa wieku. Może dosięgnąć każdego - bogatego czy biednego, mężczyznę czy kobietę. Nie jest ważne, od jak dawna pijesz i co pijesz. Jeśli tylko wydaje ci się, że twoje życie zmierza donikąd czy po prostu przestałeś normalnie funkcjonować, a przypuszczasz, że może to mieć jakiś związek z piciem zwykle tak właśnie jest. Poznaj ludzi, którzy już to wiedzą...



Czego dowiedzieliśmy się o alkoholizmie
Najpierw dowiedzieliśmy się, że alkoholizm to jeden z najstarszych problemów w dziejach ludzkości. Dopiero od niedawna jednak możemy czerpać korzyści z całkiem nowego podejścia do niego. Obecnie, na przykład, lekarze wiedzą znacznie więcej na temat alkoholizmu niż ich poprzednicy sprzed zaledwie dwóch pokoleń. Zaczynają szukać dla niego precyzyjnej definicji i szczegółowo go badają.

Choć nie istnieje żadna formalna "aowska definicja" alkoholizmu, większość z nas mogłaby go opisać jako fizyczny przymus picia połączony z obsesją psychiczną. Odczuwaliśmy dojmującą fizyczną po­trzebę spożywania alkoholu, a zarazem nie byliśmy w stanie kontrolować jego ilości ani panować nad swoim zachowaniem, które przeczyło wszelkim zasadom zdrowego rozsądku. Nie tylko odczuwaliśmy. chorobliwe pragnienie alkoholu, ale często też ulegaliśmy mu w najmniej odpowiednich momentach. Nie wiedzieliśmy, ani kiedy, ani jak przestać pić. Nierzadko nie mieliśmy nawet tyle rozumu, żeby wiedzieć, że w danej chwili nie powinniśmy w ogóle zaczynać.

Jako alkoholicy, w bolesny sposób przekonaliśmy się, że sama siła woli - choćby nie wiem jak silnej w odniesieniu do innych spraw - nie wystarczy do tego, byśmy wytrwali w trzeźwości. Zachowywaliśmy abstynencję przez wyznaczony sobie czas. Składaliśmy uroczyste przyrzeczenia. Przerzucaliśmy się z jednych trunków na inne. Próbowaliśmy pić tylko w określonych godzinach. Ale żadna z tych metod nie sprawdziła się. Prędzej czy później zawsze się upijaliśmy - i to wtedy, gdy nie tylko chcieliśmy być trzeźwi, ale i mieliśmy po temu racjonalne powody.

Wpadaliśmy w czarną rozpacz, nabierając coraz większej pewności, że jesteśmy umysłowo chorzy. Nienawidziliśmy siebie za to, że zmarnowaliśmy talenty, którymi nas obdarzono i że staliśmy się nieznośnym ciężarem dla naszych rodzin, znajomych, współpracowników. Często pławiliśmy się w żalu nad sobą i desperacko ogłaszaliśmy, że nic nie jest w stanie nam pomóc.

Dziś na myśl o tym wszystkim możemy się już uśmiechać, ale wówczas były to zaiste ponure, nad wyraz nieprzyjemne doświadczenia.



Alkoholizm jako choroba
Dziś zgadzamy się z koncepcją, że - jeśli o nas chodzi - alkoholizm to choroba; choroba postępują­ca, której nigdy nie da się "wyleczyć", ale którą, podobnie jak pewne inne choroby, m o ż n a z a t r z y m a ć w rozwoju. Uznajemy, że w byciu chorym nie ma nic wstydliwego, pod warunkiem, że uczciwie zmierzymy się z tym problemem i spróbujemy mu zaradzić. Bez zastrzeżeń przyznajemy, że jesteśmy uczuleni na alkohol i że już sam zdrowy rozsądek każe nam trzymać się z daleka od źródła tego uczulenia.

Rozumiemy już, że jeśli ktoś raz przekroczy) niewidzialną granicę, jaka dzieli pijaka od osoby uzależnionej, to człowiek ten do końca życia pozostanie alkoholikiem. Z naszych doświadczeń wynika, że dla alkoholika nie ma mowy o powrocie do "normalnego", bezpiecznego picia towarzyskiego. "Jeśli jest się alkoholikiem, to pozostaje się nim na zawsze" - trzeba nauczyć się żyć z tym prostym faktem.

Dowiedzieliśmy się również, że alkoholik nie ma przed sobą zbyt dużego wyboru. Jeśli nadal będzie pił, jego sytuacja będzie się pogarszać, aż w końcu wyląduje on w rynsztoku, w szpitalu, w więzieniu, w domu dla umysłowo chorych albo po prostu na cmentarzu. Jedynym sensownym rozwiązaniem jest całkowita abstynencja - powstrzymanie się od picia alkoholu w jakiejkolwiek ilości i postaci. Jeśli alkoholik wybierze tę drogę i skorzysta z dostępnej dla niego pomocy, to będzie mógł rozpocząć zupełnie nowe życie.

Gdy piliśmy, byliśmy niekiedy przekonani, że jedyne, co musimy zrobić, to poprzestać na drugim, piątym czy którymś tam kieliszku. Dopiero z czasem stopniowo odkryliśmy, że upijamy się nie za sprawą piątego, dziesiątego czy dwudziestego kieliszka, lecz za sprawą pierwszego! Szkodził nam zawsze p i e r w s z y kieliszek. To on uruchamiał ciąg picia. To on wyzwalał reakcję łańcuchową chorego myślenia, które przywodziło nas do utraty kontroli nad piciem.

Jest takie aowskie powiedzonko: "Dla alkoholika jeden kieliszek to za dużo, a tysiąc - za mało". Kiedy piliśmy, na własnej skórze przekonaliśmy się także, że wymuszona trzeźwość nie jest zbyt przyjemnym doświadczeniem. Od czasu do czasu niektórzy z nas umieli powstrzymać się od picia przez parę dni, tygodni, miesięcy, a nawet lat. Ale tamta trzeźwość nie była żadną radością. Czuliśmy się jak męczennicy. Wszystko nas drażniło, nie sposób było z nami żyć ani pracować. Uparcie wypatrywaliśmy chwili, w której znów będziemy mogli się napić.

Dzięki uczestnictwu w AA wyrobiliśmy sobie inny pogląd na trzeźwość. Cieszymy się poczuciem uwolnienia, wolnością od choćby samej chęci picia. Ponieważ normalne picie nigdy nie będzie dla nas możliwe, uczymy się żyć pełnią życia bez alkoholu i skupiamy się na tym, co jest d z i s i a j. "Wczoraj" nieodwracalnie przeminęło, a "jutro" jeszcze nie nadeszło. "Dziś" to jedyny dzień, jaki powinien nas obchodzić. Z własnego doświadczenia wiemy, że nawet "najgorszy pijus" może wytrzymać bez alkoholu przez dwadzieścia cztery godziny. Czasem napicie się trzeba wciąż od nowa odkładać na później - na następną godzinę czy nawet minutę - ale okazuje się, że m o ż n a je odłożyć.

Gdy po raz pierwszy zetknęliśmy się z AA, na cud zakrawał w naszych oczach fakt, że ludzie, którzy kiedyś tak kompletnie nie panowali nad swoim piciem, byli w stanie osiągnąć i utrzymać tego rodzaju trzeźwość, o jakiej opowiadali na swoim przykładzie starsi członkowie wspólnoty. Niektórzy z nas uwa­żali, że piją w jakiś szczególny sposób, że ich doświadczenia są "wyjątkowe", że AA jest może dobre dla innych, ale nie dla nich samych. Ci, którym alkohol nie dość jeszcze zrujnował życie, sądzili, że AA jest miejscem odpowiednim dla wykolejeńców, oni natomiast z pewnością sami sobie poradzą.

Uczestnictwo w AA nauczyło nas dwóch ważnych rzeczy. Po pierwsze, że wszyscy alkoholicy stają w obliczu takich samych podstawowych problemów, niezależnie od tego, czy żebrzą o grosze na piwo, czy piastują kierownicze stanowisko. Po drugie, że program zdrowienia AA pomaga niemal w s z y s t k i m alkoholikom, którzy naprawdę chcą nad nim pracować, niezależnie od ich pochodzenia, osobistych doświadczeń czy sposobu picia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz